Wiemy, że życie ludzkie nie jest doskonałe, bo w nie wpisane jest cierpienie. A jak wielki – to może pokazać adopcja. Odsłania ona dramat dzieci porzuconych oraz dorosłych, którzy nie dojrzeli do odpowiedzialności za siebie i innych. I ten jeden aspekt cierpienia związanego z rodziną stał się tematem spotkania z kolejnym Gościem klas ósmych
P. Joanna Gabańska uwrażliwiła nas na tę ogromną ranę serca, jaką mają dzieci adoptowane. Czują się one gorsze, samotne, skrzywdzone, odrzucone, bo nie było dla nich miejsca w rodzinie, nie miał kto zaspokoić ich najbardziej podstawowych potrzeb: bezpieczeństwa, czułości, opieki. W zamian za było doświadczenie lęku, przemocy, krzyku, głodu. Większość takich dzieci to sieroty społeczne mające rodziców, którzy nie stanęli na wysokości zadania i przez swoje patologiczne zachowania (alkohol, narkotyki) lub niedojrzałość czy nieudolność życiową zostali pozbawieni praw rodzicielskich.
A dziecko przecież nie jest winne temu, w jakiej rodzinie przyszło na świat! A jednak się wstydzi i czuje się przez to mniej wartościowe. Stąd zamyka się w sobie, wycofuje albo też nadrabia swoich zachowaniem, przybierając maskę luzactwa czy błazenady, by ukryć wewnętrzny smutek czy o nim zapomnieć, a zaskarbić sobie sympatię i aprobatę rówieśników. Zdarza się też, że takie dzieci są zdemoralizowane, gdyż nie mogąc znaleźć sobie miejsca, nie panują nad emocjami. Dom Dziecka to nie rodzina a instytucja, w której – mimo czynionych wysiłków – trudno o wychowanie, ponieważ nie ma tam bliskich relacji, a jest raczej walka, by nie okazać się słabym, bo wtedy zostanie się wykorzystanym.
Nowa rodzina zastępcza czy adopcyjna nie od razu jawi się dla dzieci porzuconych jako szansa na nowe życie. Takie dziecko, które już raz tak boleśnie zawiodło się na własnych rodzicach, ma trudności z zaufaniem: czy obcy ludzie pokochają je bezwarunkowo – z całą historią jego życia, wadami i zaletami, trudnymi doświadczeniami?
W kontekście tego spotkania z p. Joanną i dzielenia się doświadczeniem pracy z dziećmi porzuconymi przez rodziców i skrzywdzonymi przez los w naszych sercach wzrastała wdzięczność wobec własnych rodziców: że nas kochali, rozumieli, otaczali opieką, uwagą, dawali wsparcie, podążali za nami. W końcu, że nas wychowali, pokazując dobre drogi, nauczając nie tylko słowem, ale przede wszystkim przykładem własnego życia. Uświadamialiśmy sobie, że takie wyposażenia to największy skarb, jaki dał nam własny dom, by już teraz przygotować nas do przyszłego życia i odpowiedzialnego rodzicielstwa.
s. Alicja Rutkowska